czwartek, 23 lutego 2017

O januszach lektury

Zastanawiając się nad tematem kolejnego posta, postanowiłam podążyć za głosem młodego pokolenia. Dokładniej - za głosem mojego brata. "Napisz o szarym januszu literatury". Dzięki, Antek.



Propozycja jest ciekawa. Najpierw kilka słów uściślenia.

Kim właściwie jest janusz?

Miejski słownik slangu i mowy potocznej podaje aż cztery definicje janusza, przy czym zwraca uwagę znacząca asymetria pojemności pojęć. Januszami są zarówno: 1. osoby niezorientowane w danej dziedzinie wiedzy, 2. "typowi, nieurodziwi polscy mężczyźni", noszący (to już jednak wyświechtane) białe skarpetki do sandałów, jak i: 3. okazjonalni kibice, 4. osoby nie znające się na pewnej grze internetowej, deklarujące równocześnie swoją niebywałą kompetencję.

Słownik stosuje konsekwentny zapis wielką literą. Ja jednak pozostanę przy małej, bo nie widzę powodu, aby określenie charakteryzujące cechy było zapisywane tak jak męskie imię. Prowadzi to do krzywdzących uogólnień i stygmatyzuje Januszów, którzy mogą być oczywiście, na przekór januszom, oryginalni, eleganccy i inteligentni (i mogą pokazywać bose stopy).


Definicje nie wyczerpują fenomenu janusza. Przegląd poświęconych mu grafik okazuje się nader pouczający i dodaje co nieco do tych enigmatycznych charakterystyk. Prawdziwy janusz ma wąsy, jest w średnim wieku i znajduje się w grupie podwyższonego ryzyka chorób serca, na co wskazują otyłość i, sugerujące nadciśnienie, czerwone policzki.

Wygląda więc na to, że Internet potrzebował popularnego, trochę już niemodnego, imienia, aby obarczyć je ciężarem rozmaitych grzechów narodowych. Żeby zrzucić na nie, jak na kozła ofiarnego, nie tylko wady: zarozumialstwo i znanie-się-na-wszystkim, ale też kompromitujące nawyki i przyzwyczajenia, zwykłe nieobycie w świecie. Janusz stał się uosobieniem naszych kompleksów, figurą prawdziwie groteskową - bo choć śmieszną, przecież podszytą strachem i poczuciem niższości.

Bycie januszem użytkownicy języka uznają za coś powszechnego. Świadczy o tym skłonność do łączenia się takich fraz jak "typowy janusz" czy, rzadziej, "klasyczny janusz".

Kim jest janusz literatury?

Z odpowiedzią na to pytanie kłopot jest większy. O ile bowiem mogę sobie wyobrazić janusza - specjalistę od wszystkiego, zasiadającego przed telewizorem z wąsem, piwem i szeregiem dobrych rad dla polityków, dziennikarzy i piłkarzy, o tyle wizualizacja janusza - mola książkowego jest już trudna.

Bo też wydaje się, że sam proces lektury powinien wykorzeniać z nas wszystko, co mamy z janusza, sublimować nasze myśli, nadawać im lekkości, elastyczności. Na szczęście nie znam żadnego janusza książkowego (ani żadnej januszy). Nie wiem, czy zjawisko januszowania w lekturze w ogóle istnieje, ale z pewnością można mówić o januszowych tendencjach.

Myślę, że do janusza zbliża się osoba, która czyta wyłącznie po to, aby upewnić swój światopogląd. Nie - uzupełnić, poddać głębszej refleksji, nie - aby poszerzyć wiedzę, ale własnie ustabilizować. Januszowy czytelnik nie tylko nie chce poznawać innych punktów widzenia - on nawet swój punkt widzenia pragnie możliwie zawęzić. Dążenie do banalnej oczywistości - oto jego prawdziwa tęsknota, z której, co gorsza, nie zdaje sobie sprawy.

Cóż jeszcze? Januszowa lektura to lektura powierzchowna, płytka, oporna na doświadczenie intelektualne i estetyczne. Lektura zatrzymująca się na poziomie przedrozumienia (co jest tak trudne, że aż niemożliwe do wyobrażenia w praktyce) - czyli wychwytująca z tekstu tylko to, czego się po nim spodziewamy.

Kończąc, robię krótki rachunek sumienia. Czy czasami nie bywam januszem w lekturze? Pewnie tak, ale się tego wystrzegam. I was też zachęcam - pozbądźmy się wąsów!

*

Januszowy pomysł na wpis bardzo mi się spodobał. Dlatego mam propozycję - pytajcie, o co tylko chcecie, a ja przygotuję blogowo-książkowy Q&A!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz