niedziela, 24 marca 2019

O pożytkach patrzenia w niebo. Planetarium

Kiedy byłam mała, nie miałam większych wątpliwości, że będę pracować w NASA. Myślałam, że powtórzę wyczyn Bruce'a McCandlessa, który jako pierwszy odbył nieubezpieczony spacer kosmiczny. W 1984 r. McCandless na pełnym luzie odjechał ponad sto metrów od promu Challenger i zawisł nad światem w sposób tak niewiarygodnie dosłowny, zarazem dobitny i zawadiacki, że widok ten wprost rzuca na kolana.

Fot. NASA na Unsplash


Kiedy byłam starsza, okazało się, że czytając o kosmosie, który nigdy nie przestał mnie fascynować, zawsze, prędzej czy później, utykam na treściach przez mój mózg nieprzetwarzanych. Myślę tu o wątkach astrofizycznych (ale też, no cóż, o wątkach znacznie prostszych, wymagających orientacji w podstawowych odkryciach Newtona i Keplera). Angaż do NASA okazał się więc niemożliwy.

Nigdy jednak nie onieśmielały mnie kosmiczne pułapki dla wyobraźni. Rozmiary, odległości. Wobec tajemnic wszechświata wypada mieć pokorę i sama przyjemność wypuszczania się myślą ku nieskończonościom czasu i przestrzeni, samo uświadamianie sobie ogromu i rozrzutności tego kosmicznego piękna - to aż nadto.

Rozważanie kosmosu czyni życie znośniejszym zwłaszcza wtedy, kiedy doskwiera ono banałem i powtarzalnością. Dobrze żyje się pod niebem, o którym można pomyśleć, że sto kilometrów nad głową uchodzi w przestrzeń niemożliwości, gdzie zderzają się galaktyki, gdzie w mgławicach rodzą się gwiazdy, a na dalekich planetach padają diamentowe deszcze. I milo, że, właściwie, gdyby nie ograniczenia wzroku, można by było, tylko podnosząc głowę, patrzeć nieskończoności prosto w twarz. Dobrze pomyśleć, że, wraz z Ziemią, dryfujemy po nieznanych obszarach, w niewiadomym kierunku. To daje życiu odpowiednio szeroką perspektywę.

Kiedy planowałam astronomiczną ścieżkę zawodową i rozważałam kosmiczne zagadki, moi rodzice, zawsze bardzo czujni w takich sprawach, kupili mi multimedialną encyklopedię wszechświata z serii Optimus Pascal. Odtąd, za pomocą myszki komputera, składałam rakiety Sojuz i lądowałam na Księżycu modułem odczepianym od Apollo 11. Świadoma jak bardzo otworzyło to mój świat, postanowiłam już teraz wciągnąć w kosmiczne sprawy Najmłodszego Czytelnika.

NCz jest w tym wdzięcznym wieku, że przyswaja absolutnie wszystko, nie chroniąc zazdrośnie miejsca w bazach swojej pamięci. Nie docieka głupkowato, "a do czego mi się do przyda" i wszelkie zdobyte informacje zachowuje z dumą i godnością. Uczę go więc, kto napisał Granicę, kto Sklepy cynamonowe, a kto był pierwszym prezesem ZLP po wojnie. Postanowiłam wykorzystać tę genialną epokę i, póki czas, załadować do głowy NCz także rzeczy, które pozwalają wyobraźni hasać po wszechświecie i wypuszczać ku niebu te wszystkie piękne myśli, o których wspominałam. Dlatego kupiliśmy dla niego (no dobra, przede wszystkim dla nas) takie Planetarium:



Serię Muzeum z Wydawnictwa Dwie Siostry znamy już dzięki Animalium i Dinozaurium. Jest świetna. W wielu sprawach niezawodna. Te sprawy to przede wszystkim ilustracje - intrygujące, pobudzające wyobraźnię, zachęcające do zadawania pytań. Rysunki z Planetarium, autorstwa Chrisa Wormella, zachwycają. Artyście udało się zobrazować astronomiczne tematy w sposób czytelny, ale nie dogmatyczny - pozostawiają więc miejsce dla "czucia i wiary". Myślę, że to ważne.



Planetarium wykradłam NCz, kiedy tylko zasnął i przeczytałam od deski do deski. Jest napisane dobrze, plastycznie, obrazowo, oszczędnie, ale z polotem (za treść odpowiada astrofizyk Raman Prinja, profesor na University Collage London, znawca gwiazd). Zawiera właśnie tyle i dokładnie tyle, ile jest potrzebne, żeby zacząć marzyć o wszechświecie i mieć poczucie zapanowania nad podstawowymi terminami. Ja w każdym razie, dzięki Planetarium, zrozumiałam kilka kwestii, o których myślałam, że pozostaną na zawsze poza zasięgiem mojego umysłu.

A co o kosmosie myśli NCz? Planetarium jest dla niego z pewnością za trudne. To jednak nie powód, żeby z książki rezygnować. Zmodyfikowaliśmy model lektury. Opisywanie ilustracji i opatrywanie ich krótkimi komentarzami bardzo go zaciekawiło. Ziarno zostało zasiane. Kości zostały rzucone. Czy co tam.

Dziś NCz obrazował ruchem grzanki wokół talerza sposób, w jaki Ziemia okrąża Słońce. Planetarium zaczęło więc działać. Kto wie, może doprowadzi NCz na orbitę okołoziemską? A może jeszcze dalej?:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz