niedziela, 2 kwietnia 2017

Bohaterka, która nie zginęłyby w dzisiejszym świecie

Nie ma przyjemności bardziej błahej i niewinnej niż zabawy w wyobraźni: sklejanie, doczepianie i wycinanie - tworzenie historii z tych, które już ktoś napisał. Czy Wy też szukacie czasem apokryficznych przygód? 


Są bohaterowie, którzy poza cieplarnianymi warunkami swoich powieści wydają się zupełnie bezbronni. Tak jakby ich istnienie uzależniała autorska intencja - czyli jakby istnieli tylko dla jednej, jedynej osoby na świecie. Gdyby całą literaturę wypełniały takie niewyraźne postaci, nie mielibyśmy czego w niej szukać. Ale, całe szczęście, w książkach mieszkają też bohaterowie, którzy potrafiliby się ze swojej historii wyprowadzić - można ich sobie wyobrazić w dowolnym momencie dziejów, a nawet w dowolnej powieści. Ludzie z krwi i kości, obdarzeni charyzmą, opowiadający swoim losem jakąś prawdę o świecie i człowieku. Czy to nie jest CIEKAWE? Przyznajcie, że jest i to bardzo!

Elżbieta Biecka z Granicy

W ostatnim poście obiecałam, że napiszę coś o Nałkowskiej, żebyście mogli ją polubić. Ale właściwie po co powtarzać to, co o Nałkowskiej napisano. Sprawdźcie sami, na (żywym) przykładzie, czy pierwsza dama kulturowego międzywojnia, kobieta-instytucja dla literackiego świata, nie była imponująco przenikliwa.

Wszystko to, co ukształtowało Elżbietę Biecką, jest smutne i trudne. Wielokrotnie, boleśnie zawodzona przez życie, nabrała wprawy w rezygnowaniu ze złudzeń. Biecka to bohaterka, od której wiele się wymaga (Kolichowska, Ziembiewicz) i która wszystkim zewnętrznym wymogom próbuje sprostać, a także wymyśla sobie kolejne (czyli coś w rodzaju matki polki). Kobieta - tajemnica: cicha i skryta, pozornie nieciekawa, ale jakoś dziwnie, wewnętrznie zdyscyplinowana, gotowa do walki z przeciwnościami.

Bohaterka Nałkowskiej często do mnie wraca. Bo jest świetnie napisana i można ją dostrzec w wielu ludziach. W wielu bohaterach codzienności, którzy w starciu z życiem stają się twardzi, a jednocześnie nie rezygnują z przyszłości. Po prostu idą naprzód.

Biecka, która poradziła sobie z opuszczeniem przez matkę i ze zdradą męża, nie stając się przy tym ani patetycznie cierpiąca, ani nieuleczalnie zgorzkniała, jest kobietą, której naprawdę nic nie powinno zdziwić. Także współczesność.

Więc widzę ją, jak idzie ruchliwą ulicą miasta. Nie rzuca się w oczy. W rękach ma siatki, na uszach słuchawki. Może zostawił ją chłopak weganin, może pokłóciła się z ciotką o katastrofę smoleńską i nie ma gdzie mieszkać, może zgubiła kartę kredytową, a może nie zadzwonili do niej po rozmowie kwalifikacyjnej w Ernst & Young. To wszystko mogło się zdarzyć. Może jest jej beznadziejnie, a nawet - jeszcze gorzej. Ale na przekór wszystkiemu wie, że da sobie radę.


Taka jest Elżbieta Biecka. Myślę, że poradziłaby sobie nie tylko we współczesności, ale przeszłości i dalekiej przyszłości - będzie możliwa do wyobrażenia sobie również za sto lat. A to wszystko dzięki Nałkowskiej.

Wielkie dzięki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz